Cel agregacji
Agregacja artykułów to próba zebrania grupy ciekawych artykułów na jakie natrafiłem w tym tygodniu i połączenie ich w jedną, spójną całość. Same artykuły (linki) zdecydowanie warto przeczytać.
W tym tygodniu rozpatruję tematy takie jak:
- produktywność a bycie zajętym
- budowanie rzeczy dla siebie po godzinach a klauzule w umowach (w USA)
Wartość dodana dostarczona przeze mnie:
- omówienie i połączenie w coś “większego”, czasem z różnymi punktami widzenia
- miejsce, które umożliwia Wam przeczytanie ciekawych linków powiązanych tematycznie
Dawno, dawno temu…
…stworzyłem agregację, w którym znajdował się min. ten link:
Nigdy nie kończ tygodnia nie robiąc niczego dla siebie…
Z uwagi na znaczenie tego artykułu, najpewniej wykorzystam go jeszcze kilka razy w agregacjach; tak czy inaczej, tym razem chcę się skupić na następującym fragmencie:
Don’t end the week with nothing. Prefer to work on things you can show. Prefer to work where people can see you. Prefer to work on things you can own.
Innymi słowy, skupiam się na tym fragmencie artykułu w którym patio11 tłumaczy na czym się skupić podczas budowania swojego portfolio, marki i jak optymalizować swoją karierę. A przede wszystkim - że warto COŚ robić, coś, co należy do Was i co możecie wykorzystać.
Rano przychodzimy do pracy. Robimy to, czego od nas się oczekuje. Pracujemy ciężko ku chwale firmy, w której pracujemy. Nie ma w tym nic złego - powiem więcej, tak być powinno; za to nam w końcu płacą. Ważne jest jednak to, że prędzej czy później wracamy do domu i… właśnie, i co?
- Można usiąść przed telewizorem, by odpocząć.
- Można siąść i pograć w grę komputerową.
- Można pogawędzić z małżonką lub pobawić się z dziećmi.
- Można napisać artykuł na bloga.
- Można poeksperymentować z kodem.
Możliwości jest bardzo dużo; do tego stopnia, że Ted Saranos z Netfliksa powiedział, że Netflix nie konkuruje z innymi kanałami telewizyjnymi; oni konkurują z wszystkimi innymi formami spędzania wolnego czasu.
“Dziś będę produktywny!”
Sobota, 14:30. Postanawiam - TAK! Zamiast zagrać, zamiast coś obejrzeć… dzisiaj będę produktywny! Dzisiaj napiszę nowy artykuł!
O dziwo, udało mi się. Dowód - możecie go przeczytać. To właśnie ten artykuł.
Jest ogromna różnica między byciem “zajętym” a byciem “produktywnym”. O tym artykuł Jacka Simpsona i jego następny artykuł, który go poszerza. W skrócie, co Simpson opisuje:
- Żeby móc cokolwiek dostarczyć, musisz skończyć; nie wystarczy, że to po prostu robisz
- Jeżeli ciągle coś zaczynasz, ale nie kończysz, to nic nie dostarczasz. Nie jesteś produktywny. Jesteś zajęty.
- Skupianie się na samym procesie budowania a nie na dostarczaniu faktycznej wartości daje wrażenie, że coś robimy, acz… nie prowadzi do sukcesu
- Rozpoczyna się łatwo. Naprawdę trudno się kończy.
- Trzeba zawsze skupić się na MVP - Minimum Viable Product i Happy Path, niezależnie jak by nie kusiły inne rzeczy ;-)
Oraz coś, co wymaga dokładniejszego wyjaśnienia:
- Nawet, jeśli nie wygenerujemy tego na co liczyliśmy, budujemy COŚ. Coś, co możemy wykorzystać w innym kontekście.
Przykładowo, podczas pracy nad artykułami o rdtoolu zrobiłem sobie grupę grafik w Paincie. Między innymi te dwie poniższe (pokazujące, że gdy nie znamy celu, nie jesteśmy w stanie określić kierunku, do którego zmierzamy):
Gdy przedwczoraj prowadziłem prezentację o tym, jak planować prezentacje (prezentacjocepcja?), to mogłem wykorzystać te rysunki. Innymi słowy, rysunki zbudowane wcześniej w kontekście X mogły być wykorzystane później, w kontekście Y.
Innymi słowy, “produktywność” - budowanie czegoś - wymaga, byśmy faktycznie coś zbudowali. A wszystko co zbudujemy możemy prędzej czy później do czegoś wykorzystać.
To jest; pod warunkiem, że mamy do tego prawa autorskie (np. nie robiliśmy tego w pracy, dla pracodawcy, przy użyciu sprzętu dedykowanego do pracy… zależy od posiadanej przez Was umowy).
Jest to naprawdę silnie powiązane z czymś, co wczoraj pokazał mi Raynor: Komiks “gdyby ten kawałek komiksu był projektem realizowanym w domu”. Bardzo, bardzo łatwo się coś zaczyna, ale doprowadzić to do końca jest dużo trudniej.
Czyli - kiedy NAPRAWDĘ jesteśmy produktywni?
- Jeśli coś budujemy, nieważne co.
- Jeśli to, co budujemy jesteśmy w stanie komuś pokazać. To znaczy, że to istnieje.
- Jeśli to, co budujemy możemy hipotetycznie wykorzystać
- Jeśli to jest “skończone” lub na poziomie MVP
Moment - jak to “zależy od posiadanej umowy”?
Ano, spójrzmy sobie na ten artykuł. To artykuł Joela Spolsky’ego, odnośnie rzeczy pisanych na boku przez programistów.
Opisuje on sytuację dość powszechną w USA:
Całość kodu, pomysłów itp. zbudowanych przez pracowników firmy X należy do firmy X
- Tak, nawet, jeśli to nie jest powiązane z ‘typową działalnością biznesową firmy’.
- Tak, nawet, jeśli jest to w zupełnie innym języku niż używanym w firmie.
- Tak, nawet, jeśli jest to niekomercyjne.
Takie coś często pojawia się w umowach. Artykuł Joela dobrze pokazuje logikę i przyczyny stojące za tym podejściem; prywatnie uważam, że niewolnictwo się już skończyło i nie widzę zbyt wielu okoliczności, w których podpisałbym umowę mającą takie klauzule.
Joel pisze w sposób przekonywujący, acz upraszcza; zwykle w “zdrowych” okolicznościach (czytaj: umowa, jaką ja bym zaproponował; nie jestem tu bezstronny) kombinacja przekazania praw wyglądałaby mniej więcej tak:
Firma ma prawo do wszystkiego, co pracownik napisze / zrobi w następujących okolicznościach:
- Kod napisany przez pracownika trafił do kodu firmy.
- chroni to firmę przed “napisałem to w domu, firma korzysta, ZAPŁAĆ ALBO MASZ PROBLEM!”. Innymi słowy, chroni firmę przed szantażem ze strony pracownika.
- kod napisany przez pracownika w domu nie wchodzący w kontakt z kodem firmy nie jest problematyczny.
- jeśli pracownik napisał to w domu i chce sprzęc z kodem firmy, niech wystawi to np. na GitHub czy GitLab i ustawi licencję typu BSD. Acz nie polecam.
- Kod napisany przez pracownika jest pisany w godzinach pracy dla firmy.
- chroni firmę przed marnowaniem energii pracownika; nie za to się płaci.
- Kod napisany przez pracownika jest pisany przy użyciu sprzętu dostarczonego przez firmę.
- zależnie od umowy; ja jednak uważam, że bezpiecznie jest rozdzielić te światy.
Joel proponuje dużo szersze prawa dla firmy, ale w zaproponowanych przez niego przykładach…
- jeśli te gry zaprojektowane przez designera są realizowane przez firmę zatrudniającą designera, odpalona jest klauzula “coś stworzonego przez pracownika trafiło do firmy” (klauzula antyszantażowa).
- jeśli te gry nie są realizowane przez firmę a firma chce po prostu je przejąć… to jakie prawa do nich ma firma? I dlaczego powinna mieć jakiekolwiek prawa?
Morał?
Czytajcie swoje umowy.
Pamiętajcie, że jeśli coś jest w umowie, to może to być użyte przeciwko Wam. Zdanie typu “och, to tylko tak; nikt nie ma zamiaru tego użyć” można łatwo skontrować zdaniem “w takim razie nie ma nic przeciwko skasowaniu tej klauzuli, prawda?”
W tym temacie ostrożność zawsze popłaca.
Czym różni się robienie czegoś od produktywności?
To było w jednej z poprzednich agregacji (nie trafiła na tego bloga); ogólnie, to znajdują się w tych artykułach:
Żeby zrobić X, muszę wpierw zrobić Y. A żeby zrobić Y, muszę zrobić Z. Więc zaczynam od Z… mimo, że interesuje mnie tylko X.. Jak się z tego wyrwać? Nie zgubić się w “co” (akcji) i zawsze sprawdzić pod kątem “po co” (intencji).
Nadal pozostając w duchu intencji, ten artykuł pokazuje, jak można zagubić intencję działając perfekcyjnie zgodnie z procesem - dlaczego BDD stało się “TDD, ale od góry” i czym BDD miało być od samego początku - co się dzieje, gdy akcja wygrywa z intencją
Innymi słowy, jeśli istnieje coś, co mogę pokazać - to coś produkuję. Jeśli nie, to jestem zajęty.
Ale… jak niczego nie produkuję w czasie wolnym?
Też dobrze.
Serio.
Popatrzcie na ten artykuł Ezekiela Buchheita. Przypomnijcie sobie agregację o FOMO, jaką napisałem wcześniej.
Jak znowu wrócicie do pierwszego artykułu - tego od patio11 - i przeczytacie go raz jeszcze skupiając się teraz na różnych formach kapitału, to zobaczycie, że Ezekiel wbrew pozorom robi całkiem sporo rzeczy:
- Ma własny biznes zajmujący się psami
- Maluje obrazy; jest bardzo zainteresowany sztuką
- Próbuje pisać powieść
Jedyny potencjalny błąd który robi to to, że nie pokazuje tego innym (zwłaszcza tej powieści) - ale nie można powiedzieć, że “niczego nie robi”.
Tak samo, zastanówcie się, czy nie ma czegoś, co Wy robicie i możecie wykorzystać lub pokazać. Nie chodzi tylko o obiekty “materialne”; istnieje mnóstwo form kapitału. Może się z kimś zaprzyjaźniliście? Może nauczyliście się czegoś przydatnego?
…no dobrze, przykład…
Gdy miałem 11-12 lat, zacząłem opisywać robione przeze mnie, Brata i Kuzyna sesje RPG. Miałem gigantyczne zeszyty (papierowe), wypełnione zapiskami i raportami z sesji. Jest to coś, czego nikomu nie jestem w stanie pokazać, bo większość z tych zeszytów jest “stracona”.
Innymi słowy, nie byłem produktywny, ale byłem zajęty i to, co robiłem mnie bardzo dużo uczyło.
Te rzeczy przerodziły się w moją największą pasję. Te rzeczy zmusiły mnie do konfrontacji z próbami tworzenia zasad w grach. Te rzeczy nauczyły mnie bardzo wiele i przerodziły się w niewielkie programy, zwykle oparte o jakieś proste generatory losowe.
Tak się składa, że jeden z tych programów pokazałem na rozmowie kwalifikacyjnej; na pewno pomógł w tym, że zostałem przyjęty.
A teraz mam RPGowe wiki (niedługo repozytorium na Jekyllu). Mam tam mnóstwo stron, opisanych. Mam spójny świat; mam możliwość opowiadania i pokazywania czegoś interesującego. Mamy spójne zasady, spójną rzeczywistość i najprawdopodobniej w okolicach 2018 roku wydamy własny system RPG. Mamy też świetną ekipę, która sprawdziła się przez lata.
Nie mówiąc już ile się nauczyłem, ile mam cudownych wspomnień (te rzeczy nie należą do grupy “produktywne”, ale były tego warte).
Innymi słowy, nieważne, co robię. Ważne, że to robię, generuję nowe byty i jestem w stanie je wykorzystać w różnych kontekstach.
A czasem po prostu trzeba odpocząć po trudnym dniu ;-).